Kolejna sentymentalna podróż. Tym razem do miasta spotkań – do Wro. Czyli do Wrocławia. Trzynaście lat temu wylądowałam tutaj po zmianie kierunków studiów. Zaczęłam życie na własny rachunek i własne ryzyko. Studia teologiczne to spore ryzyko…
Piękny czas budowania własnej odrębnej tożsamości, możliwość karmienia introwertyzmu (rodzina daleko) i nowych relacji (bujne życie studenckie). Wrocław jest przyjaznym miejscem dla młodych. Jest też bardzo urokliwy, urbanistycznie racjonalny i przemyślany, estetyczny i bogaty w miejsca ciekawe, piękne, z tradycją i ze smakiem. Pokochałam Wrocław od pierwszego wejrzenia, pokochałam samą siebie (nową siebie) w nowym miejscu i tak sympatycznym otoczeniu. A po 2 latach się zakochałam jeszcze w przystojniaku, który w końcu został moim mężem. Dużo tej miłości jak na jedną szerokość geograficzną. Przykro było mi przeprowadzać się z Wro do Trójmiasta po 8 latach mieszkania w nim. Teraz z sentymentem tam wróciłam, niestety tylko na 3 dni 🙂
Wspomnienia mają kształty – ulic, drzew, refleksów słońca na starej cegle,… Wspomnienia mają zapach – obiadu w barze Miś, zieleni Parku szczytnickiego, grzańca w pubie, gorącej czekolady z chilli, czy nawet zapachu przejścia ‚dominikańskiego’, czy straganów z warzywami w Hali targowej… Wspomnienia mają smak choćby pierogów ruskich. Wspomnienia mają wrażenia…
Miło jest dotknąć raz jeszcze, raz jeszcze powąchać, ponownie odnaleźć podobne wrażenie, znów nasycić oczy podobnym widokiem…
Wracają po nitkach doznań wspomnienia, wracają emocje i myśli… Miłe, cenne, sympatyczne i urocze…
W moim środku jest wiele wrocławskich kształtów, jestem po części skonstruowana z tych doznań, zapachów, widoków. Ta konstrukcja wewnątrz mnie to stalowe belki, solidne i piękne.
Jestem przepojona wdzięcznością, że w tak ważnym etapie kształtowania się osobowości żyłam akurat we Wrocławiu, że tak wiele miłych przeżyłam tam przygód i relacji. Mam wygórowane wymagania estetyczne i mój rodzimy Białystok mnie nie zadowalał pod względem architektury i ogólnie estetyki. Wrocław mnie dosycił. Szczególnie, że miałam okazję mieszkać, studiować, pracować w pięknych jego zakątkach (pomijając jedną pracę w „Trójkącie bermudzkim” 😉 ) Ale „Trójkąt”, choć brudny i brzydki stał się ważny dzięki ludziom i moim przewartościowaniom idei życiowych. Kiedy wracam do tych chwil, to jakbym zanurzała dłonie w oceanie radości. Uśmiech mimowolnie pojawia się na twarzy…
Cieszę się, że mój kochany mąż towarzyszył mi w tej wędrówce wspomnień. Znów przetarliśmy szlaki romantycznych miejsc, spacerując jak kiedyś na naszych pierwszych randkach.
Mam nadzieję: do zobaczenie liebst Breslau <3