Monthly Archives: kwiecień 2017

Terapia różem :)

Wiele lat temu obrzydziłam sobie kolor różowy jako synonim „głupiej blondynki”. Kojarzył mi się jednoznacznie z infantylnością, zagubieniem, słabością i neurotycznym szukaniem akceptacji poza własnym „ja”.

Odkąd pamiętam walczyłam ze sterotypizowaniem kobiet jako istot pozbawionych poczucia własnej wartości, zagubionych i upośledzonych umysłowo (jakkolwiek to rozumiemy). Kultura polska jest wybitnie szowinistyczna na tle reszty Europy, więc codzienność dawała mi wiele możliwości w zderzeniu z taką formą myślenia.

Nie było więc mowy bym kupiła sobie różowa bluzkę, a córce różowe śpioszki. Kiedy Zosia skończyła 2 lata, otworzyła swoją szafę i stwierdziła, że nie ma w co się ubrać 😉 Chodziło oczywiście o brak ubrań w kolorze różu. No i musiłam nadrobić braki zakupami. Co za koszmar! 🙂

Zosia codziennie „atakowała” mnie swoim zachwytem nad wszystkim, co różowe. Nawet książki, które jej kupowałam, miały być różowe.

W końcu zauważyłam, że sama sterotypizuję we własnej głowie! Poczułam auto-frustrację 🙂 Zabrałam się więc za rekonstrukcję stereotypu i nadanie mu nowych znaczeń. Nie było łatwo. Na szczęście moja osobista terapia różem trafiła akurat na sezon modnego różu w sklepach i oto po 30 latach pierwszy raz kupiłam sobie różowy sweterek (dokładnie to był zgaszony róż, ale zawsze – róż!)

Ale mam zabawę sama ze sobą! 🙂 🙂 🙂

Namysł nad sobą uważam za równie ważny jak namysł nad całą kulturą, w jakiej żyjemy. Nawet, jeżeli przybiera takie uproszczone i zabawne schematy, jak ten opisany powyżej.

 

Harmonia różnorodności

Wiele lat temu z objawami przemęczenia trafiłam do lekarza. Spytał mnie, jak odpoczywam. Powiedziałam, że studiując.

– A co Pani robi na co dzień? – spytał

– Pracuję na uczelni.

Dopiero wtedy, kiedy usłyszałam samą siebie (lekarz się ze mnie śmiał), zrozumiałam, że chyba się zapędziłam. To był mój ważny krok do zmian mentalnych.

Nauczyłam się celebrować róznorodność. Już nie traktuję po macoszemu swoich artystycznych talentów, tylko korzystam z ich wrażliwości. Odpoczywam dzięki sztuce od dnia codziennego, który spędzam z  ludźmi. Wróciłam  do sportu. Mam dwa koty, a od 5 lat ogródek przy domu, gdzie eksperymentuję ze skalniakami. No i śpię, ile mogę (tzn. na ile pozwolą mi dzieci).

Jeszcze parę razy zdążylam się przemęczyć, bo mam problem z perfekcjonizmem. Teraz jednak wiem, jak odnaleźć harmonię.

Moja własna harmonia nazywa się: różnorodność.

Muzy codzienności i muzy duszy

Nie pamiętam, abym kiedykolwiek „złapała” z własną mamą jakieś porozumienie. Nie musi być od razu „porozumienie serca”, ale przynajmniej jakiś poziom komunikacji werbalnej, psychicznej. Nic. No trudno. Jak byłam dzieckiem, bardzo mnie to smuciło i było częstym tematem moich dramatów.

Od zawsze więc szukałam kogoś, kto tą lukę serca uzupełni. Na szczęście była kochana Babcia Anastazja, która otoczyła mnie swoim sercem i mądrością. Jestem strasznie wdzięczna, że spotykałam wiele „muz”, w których odnajdywałam inspirację, natchnienie, przykład. Do dziś je spotykam! To niezwykłe, jak wiele pięknych ludzi nas otacza. Trzeba ich jednak nie szukać siedząc przed telewizorem. Oni są tam – w przwdziwym życiu – działają, żyją, rozdają siebie innym. Tak często nawet nie wiedzą, ile piękna mi dają.

Mam też artystyczną duszę (podobno umysł ścisły i sztuka nie idą w parze – ale to nie prawda, ja w środku mam oba światy, nie walczą ze sobą 😉 ). Kocham więc czytać poezję, kocham teatr, malarstwo. Potrzebuję więc innych artystów, by w ich towarzystwie nawet pomilczeć; wspólnie dzielić jeden oddech wrażliwości.

Ten dziecinny brak wykształcił we mnie umiejetność szukania cennych osób i  inspirowania się nimi. Myślę, że każdy z nas potrzebuje takich osób, takich znaków na drogach własnej codzienności. Nie muszę wziąć z nich 100%, czasem wystarczy 5%. Taki swoisty eklektyzm 🙂 który układa się wedle mojego własnego kodu wewnętrznej spójności.

Radość brania.

Obraz: Christian Schloe

Przelotny dotyk ziemi

Niedługo dobije 40-tki i widzę cywilizacyjne zmiany w moim otoczeniu. Moje dzieci jeszcze są w przedszkolu i już potrafią obslużyć komórkę, nagrywają filmiki, robią zdjęcia, uczą się pisać na klawiaturze komputera, orientują się w nowych gadżetach itp. Pamiętam jak mój synek, siedząc zmęczony w wannie wieczorem, powiedział do mnie: „Mamo, chce dostać komórkę i tablet”. Miał wtedy niewiele ponad 3 lata. Rozbawiło mnie to bardzo (tego się dzieci uczą od siebie w przedszkolu!). Ja pierwszą komórkę miałam dopiero ok. 24 roku życia. Pamiętam, jak się opierałam, aby jej nie mieć i nie być zbyt dosępna na telefon. 🙂 Czy ktoś z młodych pamięta jeszcze takie czasy? To było bardzo wygodne, tak po prostu kontaktować się czasami –  introwertycy mieli się, „gdzie” schować 🙂

Zmieniam się w końcu ja sama, nie tylko moje otoczenie. Nabieram dystansu do coraz większego zbiorów spraw i tematów. Przyglądam się, jak dochodzi do przemian spełeczeństwa, a jak wiele spraw o dziwo się nie zmienia. Z zaskoczeniem reaguję na pewne zjawiska, gdzie konserwatyzm uwstecznia pewne postawy społeczne. Czasami zmiany są małe a bardzo znaczące, niekiedy są wielkie i cieszą oko. Świat i życie pędzi zarówno wtedy, kiedy ja bięgnę w tym zamieszaniu z zadyszką  i świetlną prędokością, jak i wtedy, kiedy stoję obok oniemiała.

Przyglądam się życiu i brakuje mi mojej Babci. Chciałabym posłuchać, jak reagowała na podobne zmiany u siebie? Pamiętam, jaką radość sprawiło jej rozmawianie ze mną na skype. Marzę o takiej łączności i kontynuacji, gdzie moje wrażenia i emocje, ona uzupełnia swoimi. A tak dotykam ziemi i życia tylko chwilę, jak ona. Każda z nas stąpa jednym krokiem i już nas nie ma… Chwilę małą trwa życie i trudno rozciągnąć je poza „teraz”.

Samotniczka

Mam dosyć wymagającą obecnie pracę, ale jestem już w tym miejscu pięć lat. Otóż oprócz wyzwań, zmęczenia, przeszkód i ciężkiej pracy, przyszedł też już czas na owoce, na sukcesy, na zwycięstwa i radość z widocznego rozwoju. No właśnie: radość…

Radość jest – a i owszem wielka, ale zauważyłam, że nie potrafię świętować sukcesów, nie potrafię w towarzystwie przeżywać i imprezować z okazji postępów i zwycięstw. Długo się już zastanawiam dlaczego. Znajomy mój nawet powtarza, że to bardzo niepokojące (on mnie mocno nie rozumie bo się bardzo różnimy) i chętnie by mnie już wysłał na terapię 😉

Ale przyglądam się sobie w lustrze wlasnych myśli i emocji. Widzę, że jestem sobie sama takim swoistym samotnikiem. Lubię świętować ale SAMA!, lubię sobie sama sprawiać też przyjemność, sama sprawiać sobie prezenty i sama dbać o własne wygody i dobre samopoczucie.

Nie lubię prezentów od innych (nawet najbliższych) i nie lubię jak ktoś próbuje mi coś „wynagrodzić”. Prawda jest taka, że jedynie ja potrafię sobie sprawić zadośćuczynienie i nagrodę, tak by była źródłem szczęścia i poczucia spełnienia.

Ot, taki ze mnie radosny dziwak. Chcesz mi sprawić prezent – zostaw mnie samej sobie 😀 hahaha

 

Narodowość?

Może nie każdy wie, ale Białystok (moje rodzinne miasto) jest miejscem kontrastów. Jest to jedno z nielicznych miast tej wielkości, gdzie zachowała się do dzisiaj różnorodność kulturowa społeczeństwa polskiego. Wyrastałam więc pomiędzy prawosławnymi, rzymskimi katolikami, ateistami, sama będąc protestantką. Moja rodzina również była wielowyznaniowa i wieoloobyczajowa. Chodziłam do szkoły im. Ludwika Zamenhoffa, Żyda, który stworzył sztuczny język. Uczyłam się esperanto przez rok w podstawówce. Żydów już prawie nie spotykałam, ale ich obecność wciąż była obecna w mieście (tablice pamiątkowe, budynki, wystawy). Uczyłam się o trudnej historii „kresów”, o zesłaniach na Sybir, o bieżeństwie, Tatarach, przysłuchiwalam się poglądom o wolnej Bialorusi, reaktywacji języka białoruskiego i tym podobnych… Z drugiej strony miałam okazję doświadczyć gościnności, otwartości, życzliwości tych, którzy się ode mnie różnili, a mieszkali tuż w domach obok. Był jednak i akcent szowinistyczny – ówcześni kibole Jagi, jakieś skrajne akcenty nacjonalistyczne, wytykanie palcem, kto jest Polakiem, a kto nie…

Od kilku lat nastroje nacjonalistyczne przestały być ledwie niezauważalnym marginesem, jakąś formą anomalii społecznej, która zawsze pewnie być musi, jako jedna z form patologii. Coraz głośniej zaczęto krzyczeć hasła segregujące społeczeństwo i napiętnujące wszelką odmienność od „jedynie słusznej”. Wzbudza to we mnie obrzydzenie i złość.

Kiedyś wychowana na dumną Polkę, coraz częściej wracam do określeń, jakich używała moja rodzina w czasach międzywojennych, w czasach też zaborów i wojen. Zmieniam więc narodowośc z polskiej na „TUTEJSZĄ”!!!

(tutaj wpis się skończył rok temu, ale moje wkurzenie nie, sytucja w Polsce ciągle szowinistyczna)

Dopisuję więc listopad 2017:

Kto dał prawo nacjonalistom, by uczyli mnie jaka jest moja narodowa tożsamośc? Kto dał prawo rasitom określać, kim jestem? Kto decyduje o mojej historii, wartościach, przynaleźnosci, kulturze? Kto dał niewykształconym i zabobonnym księżom katolickim prawo mówić, jaka jest moja tradycja wyznaniowa? Na ustach mają Chrystusa, a mówią i zachowują się jak ci, których On potępiał. Nikt nie ma prawa narzucać mi polityki historycznej wbrew historii ziem, na jakich od wieków mieszkała i nadal mieszka moja rodzina.

Sama decyduję o własnej tradycji i kulturze i jest ona na wskroś polska, słowiańska, róznorodna, dialogiczna, pełna kontrastów i pozornych sprzeczności. Jest tak samo otwarta na drugiego człowieka, nie ważne jakie geny i jakie płytki krwi budują go/ją. Z otwartymi rekoma witam wszystkich azjatów, afrykańczyków, arabów i innych, jeżeli chcą razem ze mną budować wspólny dom, jakim jest dla mnie obecnie Polska. Myślę, że wiele możemy się z własnej różnorodności nauczyć, co więcej – możemy się wspierać i wspólnie tworzyć nową rzeczywistość, gdzie każdy będzie się czuł „u siebie”.

Jestem Polką i taka jest Polska. Nie jest wcale zacofana, ksenofobiczna, niedouczona z kulturą barbarzyńską. Polska jest i zawsze była różnorodna, otarta i wrażliwa na kulurę innych narodów, na ich historię i opowieści, jakie z sobą niosą.

Polska jest domem, gdzie wspólnie możemy budować, nawet z gruzów. Polska jest pięknym krajem, gdzie cenimy mądrość, inteligencję, wrażliwość i sztukę. To miejsce na ziemi, które rodzi pięknych i dobrych ludzi, gdzie możemy dzielić się swoim bogactwem talentów i uzdolnień. 

Lubię moją Polskę i dobrze mi tu.

Tym, którym się to nie podoba mówię: to już nie mój problem.

Etyka

Wolontaryjnie prowadze lekcje etyki w małej szkole demokratycznej. Mam ostatnie zajęcia we środę. Zaraz po nich dzieciaki proszą, byśmy jeszcze parę chwil spędzili w pobliskim parku.

Prawie co tydzień powtarza się podobny schemat: rozmawiamy na zajęciach na temat szacunku do innych, poszanowania odmienności, o prawach człowieka (dzieci, kobiet… a nawet zwierząt), o umiejetnościach komunikowania emocji i własnych potrzeb, itp. …następnie jestem świadkiem, jak dzieciaki w parku „tłuką” się, biją, przewracają, prowadzą bitwy i siłują się ze sobą. Zawsze są jacyś sprawcy, ofiary, poszkodowani. Są łzy, spodnie ubrudzone trawą i błotem oraz małe dramaty.

Oni mają lekcję najpierw a potem ja. Tak się wymieniamy.

 

Zdjęcie: Anjan Kumar Kundu