Monthly Archives: maj 2017

Niebyt podróżny na deser

Mój codzienny worek oczekiwań wobec dnia powszedniego jest zawsze zbyt wypchany. Brakuje więc często czasu na odpoczynek i przyjemności, bo zawsze jeszcze coś…

Obiecywałam sobie, że potem sobie odpocznę, że później sprawię przyjemność. Taką przyjemnością jest chociażby niczym nie zmącona lektura książek. Często w pośpiechu pracoholizmu, gdzieś biegnąc, łapałam w biegu deser w postaci nowo nabytej książeczki, która pachniała i nęciła: po wszystkim odpoczniesz ze mną. Leży taka na półeczce, lub gdzieś w przedpokoju jak nagroda, jak pokusa, jak trofeum. Czeka na mnie,a  ja na nią…

Tylko, że „potem” znów biegnę, tylko w innym kierunku… i tak nazbierało mi się sporo deserów, które czekają i leżą. Nawet się zastanawiam, czy czasami niektóry już nie jest przeterminowany?

Zabieram takie „desery” na moje podróże. Jeszcze po drodze na dworcu chwytam gazetę, lub dwie, gdzie są ciekawe artykuły. Zasiadam majestatycznie z całą stertą książek i gazet, po czym omdlewam w pozycji „na popielniczkę” i…

…budzę się na stacji końcowej.

Przyciskam moje „desery” lekturowe do siebie jak nietypową poduszkę. Z „deseru” przeradzają się w maskotkę, którą tulę do snu.

Och, przecież jest jeszczcze droga powrotna…

🙂

 

Deficyt wit D

Jestem zżyta z naturą i pogoda ma na mnie silny wpływ 🙂 Wiosna w tym roku jest bardzo kapryśna i nie mogę się doczekać tego niezwykłego przypływu sił, jaki zawsze dostaję dzięki ciepłu słońca i rozkwitu przyrody.

Niestety przebłyski wiosennej beztroski zaciera szaruga, deszcz, a nawet śnieg, który bezretensjonalnie pokrywa rozkwitłe już kwiaty. Z rozczarowaniem przyklejam nos do szyby, razem z moimi sierściuszkami, które rezygnują często ze spacerów i nocnych eskapad. Jest maj, a za oknem, jakby marzec …eh, tęskno do ciepła i beztroski lata.

 

Ludzie też jakby wciąż zaspani, przemykają chodnikami, schowani za kołnierzami lub parasolkami. Epidemiologiczny deficyt wit D owocuje brakiem uśmiechu i życzliwości. Na końcu pozostaje więc iskra nadziei, że Afryka zapomni o europejskich kolonialnych nadużyciach i łaskawie dmuchnie nam jakimś małym choć frontem z tropikalną temeperaturą 🙂

Póki co, niech kocyk i ciepła herbata pocieszają zimnymi wieczorami.

Tworzyć jako wyrażać

Tworzenie zawsze było dla mnie formą wyrazu, ale przede wszystkim potrzebą stwórczą, siłą „odśrodkową”, która pcha duchem ciało, by tworzyło wciąż na nowo. Niedawno jednak wzięłam udział w warsztatach malowania intuicyjnego, które ma przede wszystkim i jedynie: wyrażać to, co ukryte w naszych przestrzeniach psychiki, ducha. Jakim osobistym zaskoczeniem było odkrycie we mnie wrażliwości, o jaką się nie podejrzewałam. To znaczy zawsze wiedzialam, że jestem wrażliwa, ale nie wiedziałam, że aż tak 🙂

Brzmi zabawnie, szczególnie dla introwertyczki, która twierdzi, że zna siebie doskonale i dobrze eksploruje własne zakamarki przestrzeni psychiki. Ale jednak byłam sama dla siebie zaskoczeniem. Zaskoczyła mnie intensywność emocji. Zaskoczyła mnie moja ekspresja twórcza, która w końcu chciała coś stworzyć, ale jednak dała sobie prawo przede wszystkim wyrazu.

Ów „wyraz” nie ma form narzuconych przez jakieś normy, używa faktury, koloru i kształtów dowolnie. Mój umysł nie uciekł jednak od ksztatłów, które zna i kocha, które są mu bliskie. Chyba jeszcze nie dojrzłam do całkowitego malowania abstrakcyjnego, lub nie mam takiej potrzeby teraz.

      

Miałam wziąć udział w warsztatach tylko przez parę godzin, ale zadzałały jak narkotyk. Wracałam przez kilka następnych dni. W sumie stworzyłam około dziesiąciu obrazów. Wszystkie jako ekspresję emocji. Czasem musiałam zdrzemnąć się po zajęciach, zmęczona siłą wyrażanych emocji.

Otwierające doświadczenie.

Dla tekiej pracoholiczki i społeczniczki, jak ja – ważna lekcja życia – żyjemy tutaj TEŻ DLA SIEBIE 🙂