Nie pamiętam, abym kiedykolwiek „złapała” z własną mamą jakieś porozumienie. Nie musi być od razu „porozumienie serca”, ale przynajmniej jakiś poziom komunikacji werbalnej, psychicznej. Nic. No trudno. Jak byłam dzieckiem, bardzo mnie to smuciło i było częstym tematem moich dramatów.
Od zawsze więc szukałam kogoś, kto tą lukę serca uzupełni. Na szczęście była kochana Babcia Anastazja, która otoczyła mnie swoim sercem i mądrością. Jestem strasznie wdzięczna, że spotykałam wiele „muz”, w których odnajdywałam inspirację, natchnienie, przykład. Do dziś je spotykam! To niezwykłe, jak wiele pięknych ludzi nas otacza. Trzeba ich jednak nie szukać siedząc przed telewizorem. Oni są tam – w przwdziwym życiu – działają, żyją, rozdają siebie innym. Tak często nawet nie wiedzą, ile piękna mi dają.
Mam też artystyczną duszę (podobno umysł ścisły i sztuka nie idą w parze – ale to nie prawda, ja w środku mam oba światy, nie walczą ze sobą 😉 ). Kocham więc czytać poezję, kocham teatr, malarstwo. Potrzebuję więc innych artystów, by w ich towarzystwie nawet pomilczeć; wspólnie dzielić jeden oddech wrażliwości.
Ten dziecinny brak wykształcił we mnie umiejetność szukania cennych osób i inspirowania się nimi. Myślę, że każdy z nas potrzebuje takich osób, takich znaków na drogach własnej codzienności. Nie muszę wziąć z nich 100%, czasem wystarczy 5%. Taki swoisty eklektyzm 🙂 który układa się wedle mojego własnego kodu wewnętrznej spójności.
Radość brania.
Obraz: Christian Schloe