Naród wybrany miał swoją krainę „miodem i mlekiem płynącą”. My mamy dom kawą płynący!
Spotkania przychodzą zaplanowane i te całkiem zaskakujące, co przychodzą kiedy chcą…
Nie pytają, czy już zdążyłam się umyć rano i dlaczego spod swetra wciąż wygląda mi piżama… Najgorsze nie są te zaskakujące tylko spotkania równoległe. Tzn. kiedy niezaplanowane spotykają się w tej samej płaszczyźnie czasoprzestrzeni. Jest kuchnia, jest salon, jest przedpokój. Nie da się być w trzech miejscach na raz, ale da się biegać między gośćmi, co niekoniecznie chcą bliżej poznać siebie nawzajem.Łączyć wątki rozmów i spraw do załatwienia, łatwiej tym, co mają jaźń podzieloną! 😉
Lubiłam „warszawskie pielgrzymki” z dworca centralnego przez nasz dom. Teraz lubię kołowrotek ełckich życzliwości. Goście przeplatają się z panami majstrami od wykopów, hydraulikami, budowlańcami i młodzieżą, co chce zorganizować imprezę w najbliższy łikend i nie rozumie, że mają być jakieś zasady… Różnorodność, wielowątkowość.
Na koniec refleksja prosto znad kawy: to ja najwięcej zjadam słodkości podanych do kawy! 😉