Wiele lat temu z objawami przemęczenia trafiłam do lekarza. Spytał mnie, jak odpoczywam. Powiedziałam, że studiując.
– A co Pani robi na co dzień? – spytał
– Pracuję na uczelni.
Dopiero wtedy, kiedy usłyszałam samą siebie (lekarz się ze mnie śmiał), zrozumiałam, że chyba się zapędziłam. To był mój ważny krok do zmian mentalnych.
Nauczyłam się celebrować róznorodność. Już nie traktuję po macoszemu swoich artystycznych talentów, tylko korzystam z ich wrażliwości. Odpoczywam dzięki sztuce od dnia codziennego, który spędzam z ludźmi. Wróciłam do sportu. Mam dwa koty, a od 5 lat ogródek przy domu, gdzie eksperymentuję ze skalniakami. No i śpię, ile mogę (tzn. na ile pozwolą mi dzieci).
Jeszcze parę razy zdążylam się przemęczyć, bo mam problem z perfekcjonizmem. Teraz jednak wiem, jak odnaleźć harmonię.
Moja własna harmonia nazywa się: różnorodność.