Każdy ma jakąś wrażliwość, lub też wrażliwość na jakimś punkcie (w jakimś temacie). Jedna z moich „prze’wrażliwości” to natura. Mam prawdziwą słabość do wszelkich jej przejawów, do fauny i flory, do zjawisk od tych całkiem codziennych i przyziemnych jak i całkiem astonomicznych. Może łaczy się to z moim matematycznym umysłem? Nie wiem. Niektórzy podkreślają odmienność czy odrębność człowieka od/do natury. Ja odczuwam silne zespolenie.
Kocham naturę kontemplować. Przynosi mi wielką radość oglądanie jej przemiany i sezonowości. Wyczekuję niektórych zjawisk i one budują mój coroczny kalendarz klimatu umiarkowanego. W tym roku mieliśmy iście angielską pogodę, więc i natura nas zaskoczyła. Nie zawsze jednak negatywnie, jak twierdzą marudy. Jesienią ponownie zakwitły moje ukochane maki. Ot! taki prezencik. Nostalgicznie wpisały się w odcienie pożółkłej trawy i zgniłej zieleni. Towarzyszyły odlatującym ptakom. Ich klucze nad naszymi głowami i odgłosy nawet nocą, budują kimat jakże uroczej jesieni. Jesień, to zaraz po wiośnie, moja ulubiona pora roku. Pora barw i zapachów, we wszelkich fantazyjnych odcieniach. Chwilo trwaj i zachwycaj bez końca!
Patrialchalna kultura uczy nas zapominania o wrażliwości. Jednak wrażliwość jest wielką siłą, nie tylko kobiet. W dodatku jest lekarstwem na wiele dolegliwości płynących z przepracowanego ciała i umysłu! Chciałabym, abyśmy więcej wzruszeń, łez i uśmiechów rozdawali na co dzień, nawet przy lakonicznym „dzien dobry”. Wspólny zachwyt nad światem, jaki nas otacza może być źródłem naszej codziennej szczęśliwości powszedniej. Dzielmy się swoją wrażliwością jak najczęściej.