Uważnie ostatnio oglądam znajome kąty, które mnie obecnie otaczają. Staram się napatrzeć na nie, tak, aby zapadły mi w pamięć. Odezwą się pewnie nie raz, kiedy w głowie pojawi się myśl „Wejherowo”. „Oblepiam” więc oczami zwykłe bloki, zielone trawniki, alejkę drzew przy głównej ulicy czy swoich sąsiadów. Przyglądam się ścianom, kafelkom i podłodze w mieszkaniu. Wyglądam przez okno na mój „terapeutyczny” widok, oglądając drzewa, las, w oddali ogródki działkowe i wzgórza morenowe.
Jeszcze tylko kilka dni tu mieszkamy.
Niby nie przywiązuję się do miejsc, ale od kilku dni łapie mnie sentyment. Mieszkaliśmy w Wejherowie 3 lata, a na Pomorzu 4. To były miłe lata i mam garść wesołych wspomnień. Może dlatego troszkę mi serce drga, kiedy się żegnam z tym miejscem?
Inna sprawa, że wyjeżdżamy do stolicy, w której ani ja, ani mój Darek, nie chcieliśmy nigdy mieszkać. Nic nam się tam nie podoba. Może dlatego też nieco żal Wejherowa?
Pakowanie się w kartony to swoisty rytuał, który pozwala oswoić się z myślą zmiany. Tak oto żegnamy nasze wspomnienia pod nominałem: Wejherowo. Rozpakowując kartoniki będziemy otwierali nowy etap: stolica.
Najważniejsze, aby do miłych wspomnień uśmiechać się bez żalu, bo zmiana nie oznacza końca dobrych historii. To po prostu kolejny rozdział naszego wesołego życia. 😉