Smutek prawdy

Pokoncertowe refleksje. Berjozkele.

Wieczór pełen dźwięków, wspomnień kultury i życia, które odeszło. Życia, które było obecne i głośne tutaj, gdzie ja teraz buduję swoją codzienność. Została głucha i znacząca cisza. Teraz są nowe dźwięki, nowa kultura, inni ludzie…

Dzisiaj przed nami kolejny egzamin z otwartości, z gościnności, z wartości chrześcijańskich. Nie wpuszczamy imigrantów w nasze granice, nie otwieramy im miast, nie przygarniamy ofiar wojen, nawet jeżeli nas tak wiele razy ratowały obce otwarte ramiona. Wracają organizacje faszystowskie, nazistowskie klimaty, demonstarcje, segregacja na lepszych i gorszych. Jedynie słuszne poglądy i brak tolerancji dla pluralizmu, dla głosów rozsądku…

Koncert z kołysankami w jidysz oraz ostatnio widziany film Azyl (The Zookeeper’s Wife, 2017) nastroił mnie sentymentalnie za Polską, która już odeszła. Polską z milionami Żydów. Wtedy też zdawaliśmy egzamin z naszego człowieczeństwa. Jedni pod osłoną wojny mordowali, drudzy narażali własne życie by ratować.

Historie lat trzydziestych i czterdziestych XX wieku z ust mojej Babci i dziadka, wydawały się krzyczeć smutkiem, bólem. Podsumowane zawsze odrobiną nadziei – nigdy więcej…! Ale czy zrobiliśmy jakiś krok do przodu? Czy czegoś się nauczyliśmy? Czy znów przed nami dramat wyborów na granicy światów życia i śmierci?

Przypomina mi się jeszcze jedna rozmowa. O bezpieczeństwie, o nastrojach wojennych, o niepewnej przyszłości. Usłyszałam, że trzeba być zawsze gotowym do ucieczki. Mieć zawsze benzynę w baku, bo nie wiemy gdzie i kiedy… Tyle w tych słowach lęku, ucieczki od życia, może od prawdy o nas samych. Ale czy ucieczka coś zmienia? Czy jest rozwiązaniem? Czy uratuje nas i czy uratuje nasze człowieczeństwo w nas samych?

Wiele we mnie złości, że tak wiele wysiłku potrzeba by zbudować kulturę, wartości, a potem barbarzyńcy przychodzą i niszczą dorobek setek lat, milionów żyć, cywilizacje tysiącleci… i tak w kółko. Smutne. Okrutne.

Tak bardzo potrzeba nam w Polsce szaleńców, nie mających lęku; wariatów, którzy nie patrzą wstecz, lecz mają serce, by budować nawet na zgliszczach. Ten mozolny trud, ten szaleńczy zapał, ten codzienny znój, kiedyś zatli się nadzieją, że rzeczywiście nienawiść, będzie już tylko smutną kartką historii.

Brzózka 

Cichuteńko potrząsa zielonymi lokami 
moja biała brzózka, modląc się z zapałem, 
każdy jej listek szepcze cicho modlitwę… 
Pomódl się, mała brzózko, także i za mnie! 

Przybyłem tu sam jak palec, z daleka 
Obcy mi tutejszy Bóg i mowa jego obca mi, 
Ani nie dojrzy on mego smutku, ani nie pojmie modlitwy, 
choć będę się modlił, modlił ile sił. 

Z dalekiego zachodu smutno zakradł się 
w jej cienkie gałązki różowy, czuły promień. 
Musnął ustami listki jej drobne w półśnie 
w półśnie nasłuchując słowika pieśń. 

Z szerokich pól nadleciał wiatr, 
opowiadał listkom legendy niezliczone… 
Gdzieś w głębi serca poczułem tęsknotę: 
Pomódl się, mała brzózko, pomódl i za mnie! 

Dovid Eynhorn 

Posłuchaj/poczytaj w jidysh>>>>>Di Berjozkele

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *